choise your language

Zamach na Franza Wittka

                                                                                                                                   

                                                                           


          3.         Akcje zbrojne przeciwko okupantowi

                  Zamach na Franza Wittka


Żołnierze Oddziału Dywersyjnego " Perkun ", którego dowódcą był " Gryf " otrzymali od kontrwywiadu inspektoratu Kielce AK rozkaz szczególnej wagi, który brzmiał " Zlikwidowac Wittka ".
Franz vel Hans Wittek był szefem siatki konfidentów kieleckiej Sicherheitspolizei, a więc człowiekiem bardzo niebezpiecznym dla działalności podziemnego państwa, oraz dla ludności cywilnej zaangażowanej w opór przeciwko okupantowi.
Postać samego Wittka była owiana wielką tajemnicą, która do dzisiaj nie została całkiem rozszyfrowana.Pochodzące z różnych źródeł informacje wskazują na jego chorwackie pochodzenie.
Prawdopodobnie pochodził z rodziny niemieckich osadników w Chorwacji. Według polskiego kontrwywiadu do Polski przyjechał jeszcze przed wojną w 1930 roku, od 1932 roku mieszkał w Łodzi, a po dojściu Hitlera do władzy od razu został agentem hitlerowskich służb.Podobno pracował przy budowie elektrowni w Porąbkach. W roku 1938 Wittek zamieszkał w Mirocicach, niewielkiej wiosce w gminie Nowa Słupia, gdzie ożenił się z miejscową nauczycielką Stanisławą Herkiel.Według wielu opracowań Wittek zatrudniony był w starachowickich zakładach zbrojeniowych, choć według relacji mieszkańców Mirocic Wittek nigdzie nie pracował, a jedynie był na utrzymaniu żony.Ciekawostką jest to, że przed wybuchem wojny w 1939 roku zaczął wydawać lokalną gazetę nawołującą do patriotyzmu i antyniemieckich wystąpień. Widocznie w ten sposób chciał zdobyć zaufanie u lokalnej społeczności. 

  
Franz Wittek, był szefem konfidentów kieleckiego Gestapo.Jego donosy przyczyniły się do śmierci wielu ludzi.Przeżył aż 11 zamachów na swoje życie. 15 czerwca 1944 roku szczęście go opuściło i dosięgnęła go śmiertelna kula zamachowca.Tuż przed zamachem planował uciec do Hiszpanii, nie zdążył.


 


Po wkroczeniu we wrześniu 1939 roku wojsk niemieckich do Polski i zajęciu przez Niemców starachowickich zakładów zbrojeniowych Wittek został przez władze okupacyjne zatrudniony przy przejmowaniu fabryki jako tłumacz. Następnym okresem jego działalności to współtworzenie Organizacji Orła Białego, która już 12 października 1939 roku została wcielona do Służby Zwycięstwa Polski i przekształcona w Związek Walki Zbrojnej       { listopad 1939 r.} Czym to się później skończyło? Ano masowymi aresztowaniami w OBB i całkowitą dekonspiracją tej organizacji.Nietrudno się domyślić, że głównym sprawcą tych nieszczęść był sam Wittek.Pierwsze dowody na to,że Wittek współpracował z okupantem pojawiły się wiosną 1940 roku.
Ciekawym przykładem może być niemiecka obława na Oddział Wydzielonego WP mjr.Hubala we wsi Szałas w kwietniu 1940 r.
 Według relacji mieszkańców, wczesnym rankiem w dniu obławy pojawił się jakiś nieznany włóczęga wyglądający na żebraka.Nosił 
bródkę " w szpic ", idąc podpierał się laską i miał torbę pod pachą.
Pech chciał,że akurat w tym czasie we wsi przebywali żołnierze mjr.Hubala. Z pewnością ów " żebrak " ich zauważył, bo wkrótce przybyli Niemcy i otoczyli wieś. Po dwóch dniach ciężkich walk Oddziałowi mjr.Hubala udało się przebić przez pierścień obławy.Po tym zdarzeniu było już pewne, że człowiekiem, który rankiem pojawił się we wsi Szałas był sam Wittek i że współpracował on z Gestapo. 
W kwietniu 1941 roku Wittek mieszkając jeszcze w Mirocicach na skutek donosu ówczesnego wójta Nowej Słupi Erwina Ptaka trafił do aresztu.Dość szybko, bo po dwóch zaledwie dniach wyszedł na wolność, natomiast aresztowany został autor donosu. Następnie Wittek przeniósł się wraz z żoną do Nowej Słupi, gdzie od miejscowego gospodarza wynajął część jego domu.Od tego czasu zaczęła się seria zamachów na jego życie. Dnia 23 czerwca 1941 roku grupa konspiratorów z lokalnej placówki BCH.podpaliła dom w którym mieszkał Wittek sądząc, że przebywający on wewnątrz budynku po prostu spłonie żywcem. Tak się jednak nie stało, a jedynym poszkodowanym był całkowicie niewinny właściciel domu i jego rodzina. Po tym zdarzeniu Wittek wraz z żoną opuścił Nową Słupię i zamieszkał w Kielcach w kamienicy przy ul. Małej 23.





Kielce ul.Mała.
W tej kamienicy oznacznej nr.23 podczas wojny bezpośrednio po przeprowadzce z Nowej Słupi zamieszkał wraz z żoną konfident Gestapo Franz Wittek


















Przeprowadzka Wittka do Kielc jeszcze bardziej zmotywowała dowódców AK do zwiększenia wysiłków nad opracowaniem planu jego likwidacji .Ówczesny szef wywiadu AK Obwodu Kielce por.Wilhelmi Sumara [ ps." Will " ] osobiście wymyślił plan działania. Pod koniec października 1942 roku do drzwi mieszkania Wittka przy ul.Małej 23 zapukali trzej młodzi mężczyźni w roboczych ubraniach i gdy drzwi otworzyła jego żona, przedstawili się jako pracownicy przysłani do sprawdzenia kanalizacji. Gdy próbowali wtargnąć do mieszkania nagle padły strzały, lecz niestety były to głównie strzały z broni samego Wittka, który stojąc za swoją żoną błyskawicznie wyciągnął pistolet i zaczął się bronić.Efektem była ucieczka niedoszłych zamachowców, a jeden z nich został nawet lekko ranny. Ranna w rękę została również żona Wittka.W ten sposób kolejny zamach nie powiódł się.
Na początku marca 1943 r. Jan Kosiński [ ps. "Jacek" ] wydał rozkaz Henrykowi Pawelcowi [ ps. " Andrzej " ] aby wstawił się w Kielcach w celu zastrzelenia Wittka na ulicy. Akcję zaplanowano w miejscu zbiegu ulic Kapitulnej i Małej około 30 metrów od kamienicy w której mieszkał Wittek.
Dwudziestodwuletni wówczas " Andrzej " bardzo długo czekał kręcąc się wokół miejsca zaplanowanej akcji, aż wreszcie zauważył Wittka idącego ulicą Małą w kierunku ulicy Kapitulnej.Bez namysłu wyciągnął z kieszeni pistolet i ruszył za swoją ofiarą. Będąc tuż za Wittkiem wycelował swojego visa w tył jego głowy i nacisnął spust. Zamiast huku wystrzału usłyszał tylko głuchy trzask.Pistolet nie wypalił. Nacisnął ponownie spust i też niewypał.Czasu już nie było, ponieważ Wittek widząc przed sobą zaniepokojone twarze przypadkowych przechodniów, zorientował się, że z tyłu za nim dzieje się coś niedobrego. Nagle agent odwrócił się wyciągając jednocześnie swój pistolet i zaczął strzelać do uciekającego już " Andrzeja ". Pechowy zamachowiec biegnąc słyszał tylko świst przelatujących obok niego kul, aż wreszcie ukrył się w pobliskiej bramie. Gdy ochłonął zorientował się, że jedna z kul raniła go lekko w twarz. 


Kielce. Tutaj Henryk Pawelec ps." Andrzej " przeprowadził nieudany zamach na Wittka.Po prawej stronie widać ulicę Małą którą szedł niedoszły ofiara w kierunku ul. Kapitulnej widocznej na zdjęciu po lewej.Niestety, zamach nie udał się bo zaciął się pistolet " Andrzeja " Patrz ;  Zdjęcie street view miejsca zamachu.






Dlaczego w tak krytycznym momencie pistolet  nie wypalił ?. Na to pytanie próbował sobie odpowiedzieć sam " Andrzej " przeprowadzając na drugi dzień próbne strzały w odludnym terenie. Tym razem wszystko działało bez zarzutu. Pistolet ani razu nie odmówił posłuszeństwa. Po tej kolejnej już próbie zabicia Wittka dowództwo AK przyjęło sobie za punkt honoru likwidację tego groźnego dla całego środowiska konspiracyjnego człowieka. Sam Wittek po tych wszystkich zdarzeniach zaczął naprawdę się bać. Postanowił nawet przenieść się wraz z rodziną do innego mieszkania znajdującego się w kamienicy sąsiadującej bezpośrednio z siedzibą Gestapo u zbiegu ulic Solnej i dzisiejszej Paderewskiego. Dawało mu to oczywiście takie pozorne poczucie bezpieczeństwa, lecz nie zdawał sobie sprawy z tego,że podziemie Polski walczącej było tak zdeterminowane w dążeniu do jego likwidacji iż nawet gdyby mieszkał wewnątrz budynku Gestapo to i tak cel musiał być osiągnięty. A rozkaz AK brzmiał wyraźnie, Wittka trzeba zabić. 

Na początku lipca 1943 r. szef wywiadu kieleckiego obwodu AK, por. " Zaw " [ Roman Zarębski ] zlecił zabicie Wittka oddziałowi      " Barabasza " [ Marian Sołtysiak ].Dowódcą całej akcji został            " Dan " [ Stefan Fąfara ", który wraz z sześcioma żołnierzami oddziału udał się do Kielc. Po przybyciu do miasta od razu rozpoczęli poszukiwania agenta. Dnia 6 lipca 1943 r.zauważyli go, jak wchodził do gmachu Kriminalpolizei przy ul. Mickiewicza. Po około 20 minutach opuścił gmach i ruszył w kierunku Placu Wolności, by następnie ulicą Słowackiego dojść do ulicy Seminaryjskiej.Tutaj skręcił w prawo podążając dalej w kierunku Seminarium Duchownego zamienionego przez Niemców na szpital.Żołnierze z oddziału " Barabasza " cały czas podążali za nim krok w krok, oczywiście zachowując bezpieczną odległość tak, aby nie wzbudzić niczyich podejrzeń. Nerwowo tylko spoglądali kątem oka na swojego dowódcę " Dana ", który miał w każdej chwili dać sygnał do ataku. Wittek doszedł do ulicy Wesołej, następnie skręcił w prawo, przeszedł kawałek wzdłuż tej ulicy i zatrzymał się przed bramą wjazdową do dziedzińca szpitala. Obejrzał się za siebie sprawdzając czy ktoś go nie śledzi jakby przeczuwał, że za chwilę stanie się coś złego i po chwili przez bramę wszedł na teren szpitalnego podwórza.

 

 Kielce.ul Wesoła.  Tuż przed zamachem dokładnie tą brama wszedł Wittek na teren dziedzińca Seminarium Duchownego zamienionego przez Niemców  na szpital.Widocznego po lewej stronie budynku wtedy jeszcze nie było.













W tym momencie " Dan " dał sygnał do ataku. Jako pierwszy ruszył " Tadek " [ Bronisław  Sitarski ]. Wyciągnął swojego stena i oddał całą serię w kierunku Wittka. Chwilę później zabrzmiała druga seria, tym razem z pistoletu maszynowego            " Heńka "[ Henryk Giżycki ]. Gdy Wittek osunął się na ziemię z okien szpitala rozległy się strzały z niemieckich karabinów maszynowych. " Dan " krzyknął - " odwrót " i wszyscy biorący udział w akcji natychmiast rozpoczęli wycofywanie się uciekając zgodnie z wcześniej ustalonym planem każdy w swoją stronę.Gdy wszyscy bezpiecznie dotarli do meliny nastąpiła wśród nich euforia, gdyż byli pewni, że Wittek nie żyje. Czas pokazał jak bardzo się mylili.Na drugi dzień po akcji otrzymali informację, że jednak żyje i został tylko ranny w nogi 15 kulami. Po dwóch miesiącach pobytu w szpitalu powrócił do służby w Gestapo.Dowódcy AK  głowili się próbując znaleźć odpowiedź na pytanie dlaczego Wittek przeżył tyle zamachów?. O co tu chodzi? Co powoduje,że wychodzi cało z każdej opresji? Czyżby diabeł którego miał w sobie chronił go od wszelkich nieszczęść?  




Kielce. W tym miejscu na dziedzińcu Seminarium Duchownego zamienionego w czasie wojny w szpital, oddział      " Barabasza " dokonał nieudanego zamachu na Wittka






Po tej nieudanej akcji przez dłuższy czas w sprawie Wittka nic się nie działo aż do marca 1944 roku, kiedy do dowództwa Obwodu Kieleckiego AK zgłosił się Zbigniew Kruszelnicki [ ps." Wilk " ] z propozycją przeprowadzenia kolejnego zamachu.Ten młody konspirant był dowódcą niewielkiego oddziału, który wsławił się wieloma brawurowymi akcjami zbrojnymi przeciwko Niemcom i zawsze w przebraniu w mundury żołnierzy Wehrmahtu. " Wilk " pochodził z Grudziądza i miał dwie ważne zalety, pierwszą było to, że mówił perfekcyjnie po Niemiecku, a drugą to, że był człowiekiem niezwykle opanowanym psychicznie i nawet w bardzo trudnych sytuacjach, kiedy groziło mu śmiertelne niebezpieczeństwo potrafił zachować wręcz stoicki spokój.Tego typu cechy charakteru przydawały się bardzo, szczególnie wówczas, gdy będąc już w przebraniu za niemieckiego żołnierza miało się bezpośredni kontakt twarzą w twarz z faszystowskimi zbirami z trupią czaszką na czapce.Wtedy nie można było okazywać żadnych oznak zdenerwowania.


Zbigniew Kruszelnicki, człowiek o niezwykle silnych nerwach i nieprzeciętnej odwadze.Pochodził z Grudziądza, ale podczas okupacji mieszkał w Kielcach.Dowodził niewielkim oddziałem partyzanckim, który wsławił się tym,że porywał i rozbrajał Niemców.Przeprowadzał również ataki na hitlerowskie pociągi towarowe przewożące amunicję oraz broń.Zginął podczas akcji przechwycenia wozu pancernego w Miedzianej Górze.Jego imię nosi jedna z ulic w Kielcach oraz szkoła podstawowa nr.18









Tym razem likwidację Wittka miał dokonać  samotnie sam " Wilk " i jak zwykle miała to być jego kolejna akcja w przebraniu w mundur żołnierza Werhmahtu. Czas i miejsce akcji został zaplanowany podczas przeprowadzonej rozmowy " Wilka " z Komendantem Obwodu mjr. " Wyrwą "[ Józef Włodarczyk ] w obecności kpt. " Artura " [ Władysław Bochniewski ] z referatu wywiadu. Na początku " Wilk " zaproponował miejsce ataku w pobliżu siedziby Gestapo na ul.Focha. Szybko jednak pomysł ten został odrzucony jako zbyt ryzykowny. " Wilk " zgodził się ze stanowiskiem swoich rozmówców i zaproponował przeprowadzenie akcji w innym miejscu. Szczęśliwie wywiad na podstawie obserwacji zdobył informacje jakoby pod koniec każdego tygodnia do domu na rogu ulic Żródłowej i Mazurskiej zawsze podjeżdżają samochody z których wysiadają oficerowie SS i Gestapo, a wśród nich Wittek.

Kielce ul. Mazurska.W tym miejscu Zbigniew Kruszelnicki przeprowadził nieudany zamach na życie Wittka.









   
Zatem decyzja zapadła, to tu właśnie przeprowadzony zostanie atak. Datę ustalono na czwartek 20 kwietnia. " Wilk " wyruszył na akcję o godz. 20.00 uzbrojony w pistolet i amunicję.Na początku towarzyszyła mu łączniczka z oddziału " Gryfa " Bronisława Jóźwik, która niosła torbę, w której był kompletny mundur żołnierza Wehrmahtu. Po dojściu do ogródków przy ul.Krynicznej " Wilk " przebrał się w mundur i pożegnawszy się z Bronką ruszył w kierunku ulicy Źródłowej. Idąc na zaplanowane miejsce akcji w odległości około 30 metrów zauważył przed sobą dwóch zataczających się żołnierzy Wehrmahtu.
Pewnie są po jakiejś imprezie suto zakraplanej alkoholem,                - pomyślał i spokojnie szedł dalej. Nagle Ci dwaj zostali zatrzymani przez niemiecki patrol. " Wilk " nawet nie zwolnił kroku i kiedy przechodził obok nich mimowolnie podsłuchał hasło, które wypowiedzieli pijani żołnierze na wyraźne polecenie jednego z żandarmów. Gdy w końcu doszedł na miejsce, ukrył się w bramie wejściowej do jednej z kamienic i tu postanowił poczekać na przyjazd samochodu z Wittkiem. Około godziny 22.00 nadjechał pierwszy wóz z którego wysiadło pięciu gestapowców. Wszyscy wraz z kierowcą weszli do kamienicy. Po chwili przyjechał drugi samochód, z którego wysiadł Wittek w towarzystwie jakiegoś oficera Gestapo i oni również skierowali się do tego samego budynku. " Wilk " natychmiast ruszył za nimi i gdy dzieliło go od nich zaledwie parę kroków został zauważony przez " Wittka ", który zaniepokojony zatrzymał swojego kolegę. Ten zażądał od " Wilka " podania hasła. Spokojnym głosem, lekko uśmiechając się podał zasłyszane wcześniej hasło. Proszę teraz okazać przepustkę - rzekł po niemiecku gestapowiec. " Wilk " nie zastanawiając się prawą ręką sięgnął do kieszeni i zamiast przepustki wyciągnął pistolet. Następnie kilkoma celnymi strzałami powalił obu na ziemię. Upewniwszy się, że nie żyją podszedł do samochodu i strzelił kilka razy w opony uszkadzając je wszystkie. W ten sposób uniemożliwił ewentualny pościg. Oddalając się z miejsca zamachu nie zrobił tego zbyt pośpiesznie.Dobrze wiedział, że idący spokojnym krokiem żołnierz Wehrmahtu nie wzbudzi niczyich podejrzeń, ale szybko biegnący już tak. W ten sposób ulicą Św. Stanisława Kostki dotarł do mieszkania " Mai " [ Rena Gorgosz ] gdzie postanowił się schronić. Ponieważ w mieszkaniu nikogo nie zastał, wszedł więc od strony podwórka na balkon pełen zawieszonej na sznurku suszącej się bielizny, następnie przykucnął w rogu i tak przeczekał do rana. Na drugi dzień opuścił kryjówkę i szczęśliwie dotarł do konspiracyjnej meliny. Tam od " Bronki " dowiedział się, że Wittek jednak żyje i jest tylko lekko ranny, a towarzyszący mu gestapowiec w stanie ciężkim został przewieziony do szpitala. W ten sposób następny zamach na budzącego grozę agenta Wittka spalił na panewce.
Po tym kolejnym nieudanym zamachu atmosfera w środowisku konspiracyjnym stawała się coraz bardziej napięta. Powodem była informacja, którą władzom obwodu przekazał osobisty lekarz szefa konfidentów dr.Kalisz. Według niego Wittek planuje wyjechać do neutralnej Hiszpanii, a stamtąd do Argentyny. W związku z tym niezwłocznie przeprowadzenie akcji zlecono por." Zaworowi "         [ Roman Zarębski ]. Dnia 1 czerwca 1944 r. " Zaw " wezwał na odprawę przy ul. Bodzentyńskiej 11, czterech żołnierzy kieleckiego Kedywu : " Janosik " [ Kazimierz Chmieliński ], " Kajtek "                [ Zygmunt Firlej ], " Karol " [ Jan Karaś ] i " Zdzich " [ Józef Zychowicz ].


Kielce ul.Bodzentyńska 11.
 W tej kamienicy " Zaw " zorganizował spotkanie z  czterema żołnierzami z kieleckiego Kedywu " Kajtkiem ",Janosikiem ",  
" Karolem " i " Zdzichem ", podczas którego przekazał założenia dotyczące zamachu na Wittka.








 Podczas planowania akcji brano pod uwagę fakt iż Wittek po ostatnim zamachu na swoje życie najzwyczajniej unikał poruszania się ulicami Kielc z wyjątkiem krótkiego odcinka ulicy Focha, gdzie znajdowała się siedziba Gestapo, oraz przylegającej do niej ulicy Solnej przy której Wittek mieszkał w kamienicy nr.10.Przeprowadzenie akcji w tym miejscu było jedyną alternatywą.Teren znajdował się w strefie tzw. dzielnicy niemieckiej i dlatego , co wydaje się paradoksem skuteczność zamachu była tu wysoka. Wittek pokonując niewielką odległość pomiędzy swoim domem a siedzibą Gestapo czuł się bezpiecznie, był rozluźniony i niezbyt bacznie zwracał uwagę na swoje bezpieczeństwo. Jednak dokonanie zamachu w przysłowiowej jaskini lwa wiązało się z ogromnym ryzykiem, gdyż duża koncentracja sił niemieckich w tym właśnie miejscu mogła poważnie utrudnić bezpieczne wycofanie się.Nazajutrz 2 czerwca cała wybrana przez władze Kedywu czwórka uzbrojona w pistolety i granaty pojawiła się w stolarni pana Jana Kulika [ " Dziadka " ] przy ul.Piotrkowskiej by stąd po krótkiej naradzie udać się na ulicę Focha.Jako punkt obserwacyjny wybrano mieszkanie pani Krystyny Dobskiej przy ul. Focha 15.Właścicielka mieszkania, pomimo iż nie wiedziała wcześniej o planowanej akcji, zgodziła się bez wahania udostępnić swoje mieszkanie do tego celu. Taka patriotyczna postawa nie była czymś wyjątkowym. W tamtym okupacyjnym okresie większość mieszkańców Kielc na ogół ze zrozumieniem podchodziła do sprawy walki o niepodległość Polski i chętnie udzielała żołnierzom podziemia pomocy.


Kielce. W tym miejscu na środku ulicy został zastrzelony Franz Wittek.Przed akcją zamachowcy obserwowali go z okna mieszkania pani Dobskiej w kamienicy po prawej stronie.Po lewej stoi kamienica w której mieszkał wraz z żoną Wittek.W głębi widoczny budynek ówczesnej siedziby Gestapo, dziś znajduje się tam posterunek policji.






Obserwację ulicy z okna mieszkania pani Dobskiej rozpoczął "Karol", gdyż to on najlepiej znał Wittka.Tuż za jego plecami, na sygnał to rozpoczęcia akcji oczekiwali : " Kajtek ", " Zdzich " i        " Janosik ". Wszyscy bacznie obserwowali otoczenie ulicy Focha. Około godz.8.00 zauważyli grupkę Niemców do których po chwili dołączył Wittek będący w towarzystwie znanego konfidenta Daszkiewicza. Środkiem jezdni od strony ulicy Sienkiewicza maszerował niewielki oddział żołnierzy Wehrmahtu. Zamachowcy zdecydowali, iż bez względu na sytuację lepiej będzie przeczekać ich przemarsz.Spodziewali się, że za chwilę Wittek jak zwykle pójdzie do budynku Gestapo. Tak się jednak nie stało, gdyż wraz z grupą towarzyszących mu Niemców ruszył w kierunku ulicy Solnej do znajdujących się tam wojskowych garaży. Ponieważ plan akcji zakładał zastrzelenie Wittka przed budynkiem Gestapo,w związku z czym nagła zmiana kierunku jego przemieszczenia się doprowadziła do kompletnej dezorientacji wśród zamachowców.Postanowiono więc zrezygnować z akcji.Zamach nie doszedł do skutku.Wczesnym rankiem dnia 14 czerwca w stolarni wspomnianego wcześniej Jana Kulika [ Dziadek ] doszło do spotkania por. " Zaw" z " Janosikiem " " Kajtkiem " i " Karolem ". Por. " Zaw " przekazał im informację o planowanym przez dowództwo kolejnym zamachu, również przed siedzibą Gestapo. Akcję trzeba przeprowadzić jak najszybciej bowiem z ustaleń wywiadu wynikało, że " Wittek " 17 czerwca opuści Kielce i wyjedzie do Hiszpanii. W związku z tym dowództwo Obwodu ustaliło, termin ataku na 15 czerwca. Jednocześnie w siedzibie dowództwa Obwodu trwały rozmowy kpt. " Artura " z 
" Gryfem ". Żołnierze " Gryfa " wsławili się dwoma udanymi zamachami na konfidentów, tak więc dowództwo pokładało w nich ogromną nadzieję na ostateczna likwidację tego znienawidzonego szefa konfidentów. Dowódzcą akcji został mianowany ppor. 
" Nurek " [ Kazimierz Smolak ]. Wśród żołnierzy oddziału " Gryfa " do przeprowadzenia zamachu zostali wytypowani pochodzący z Warszawy podchorążowie : " Bąk " [ Józef Skoniecki ], " Milcz "     [ Jan Likowski ], " Wiktor " [ Witold Grabowski ] i najmłodszy wiekiem zaledwie 17 - letni " Szarada " [ Roman Kacperowicz ]              
Rozpoczęły się intensywne przygotowania do zamachu. " Nurek " wezwał wszystkich na odprawę podczas której omówił dokładnie plan akcji., oraz przydzielił każdemu z nich broń. Tak więc,
" Milcz ", i " Bąk " otrzymali pistolet oraz pistolet maszynowy i granaty, a " Szarada ", -pistolet maszynowy, sten i również granaty.
Sam " Nurek " miał do dyspozycji dwa visy z amunicją i angielski ładunek kumulacyjny, tzw.gamon. Oczywiście przed akcją przeprowadzono ćwiczebne strzelanie w jakimś odludnym terenie.  W dniu zamachu tuż przed 6.00 rano wszyscy czterej zamachowcy pojawili się na ulicy Klonowej 3 w domu Władysława Chyba. Tu czekali na łącznika z komendy Obwodu, który przybył dopiero o 7.30. Następnie łącznik zaprowadził ich na ulicę Piotrkowską do stolarni Jana Kulika, gdzie mieli do nich dołączyć " Karol ",
" Kajtek " i " Janosik ". Ten ostatni w ogóle nie przybył i nie wziął udziału w akcji. Przypuszczalnie nie wytrzymał psychicznie ogromnego napięcia jakie z pewnością towarzyszyło każdemu partyzantowi i zrezygnował. W stolarni pojawił się tylko " Karol ".
Postanowili nie czekać na resztę kolegów i wyruszyli na akcję. Najpierw zgodnie z planem wszyscy dotarli do mieszkania pani Dobskiej, która tego dnia w związku z akcją wcześniej jak zwykle wyszła wraz ze swoją córeczką z domu. Przy oknie stanął " Karol ",
który najlepiej znał Wittka i mógł go rozpoznać nawet ze znacznej odległości. Drzwi wejściowe obstawił " Szarada ". Tuż przed 8.00
na miejsce dotarł spóźniony " Kajtek ".W związku z tym postanowiono pośpiesznie jeszcze raz omówić plan działania. 
W takim ostatecznym już składzie zamachowcy oczekiwali na pojawienie się Wittka. Pogoda była deszczowa i może z tego powodu ulica była pusta i tylko od czasu do czasu pojawiały się niewielkie grupki niemieckich żołnierzy. Czas płynął a konfident nie pojawiał się. Trudno określić co czuli w tym czasie partyzanci.
Przypuszczalnie samo oczekiwanie było dla nich gorsze od akcji. Napięcie wciąż rosło i rosło, aż wreszcie około godziny 10.00 
" Karol " spokojnym głosem powiedział " Jest ! ".
Wittek wyszedł z bramy kamienicy w której mieszkał. Towarzyszył mu jakiś elegancko ubrany wysoki mężczyzna. Obydwaj ruszyli
w kierunku siedziby Gestapo. Nagle " Nurek " wydał rozkaz 
" Ruszamy ! ". Wszyscy bez wahania wybiegli z mieszkania. Jako pierwszy na ulicy pojawił się " Kajtek ", a za nim " Nurek ". W następnej kolejności " Szarada " i " Karol ". Gdy " Kajtek " podbiegł do Wittka rozległ się przeraźliwy krzyk kobiety. Okazało
się, że to żona Wittka, która stojąc na balkonie próbowała ostrzec swojego męża przed niebezpieczeństwem. Gdy agent zorientował się już, że to zamach na jego życie błyskawicznie sięgnął po swój pistolet, lecz w panice i pośpiechu wyszarpnął go razem z podszewką co uniemożliwiło mu manewr. " Kajtek " nie czekając
aż tamten zdąży do niego strzelić wycelował swój pistolet w jego głowę i nacisnął spust. Rozległ się głośny strzał. Kula trafiła Wittka prosto w czaszkę co przypuszczalnie już w tym momencie spowodowało jego natychmiastową śmierć. Gdy osunął się bezwładnie na ziemię " Kajtek " zaczął ostrzeliwać uciekającego niedawnego towarzysza Wittka, lecz nie trafił. Następnie " Nurek "
podbiegł do leżącej już ofiary i celnym strzałem roztrzaskał agentowi głowę. To tak na wszelki wypadek, aby mieć pewność, że nigdy już nie powstanie. W środowisku partyzanckim nazywało się to " wypolerowaniem roboty ".
W tym czasie " Szarada " i " Karol "wysyłali ze swych pistoletów maszynowych krótkie serie pocisków na przemian w kierunku okien budynku Gestapo i zaskoczonych gestapowców na ulicy.
Nagle rozległ się krzyk " Karola " - " Uciekajcie ! "
W tym momencie rozpoczął się dramatyczny odwrót z miejsca zamachu i rozpaczliwa walka o przetrwanie.

Wszyscy czterej zamachowcy rzucili się natychmiast do ucieczki. Zgodnie z planem pobiegli wzdłuż ul.Solnej,minęli gestapowskie garaże i skręcili w prawo podążając w kierunku parku. Tam oczekujący na nich " Bąk " i " Milcz ", już zaczęli strzelać do nadbiegających ze wszystkich stron Niemców. Jednym z założeń akcji było wykorzystanie do ucieczki niewielkiego zagłębienia rzeki Silnicy, którym mieli dotrzeć do ul.Ogrodowej, by następnie ul.Spacerową przedostać się do Kadzielni. Niestety, ale pecha miał " Nurek ", bo gdy tylko dotarł do parku został trafiony kulą, która natychmiast powaliła go z nóg.Przebiegający obok ciężko rannego kolegi
"Karol " krzyknął do biegnącego bezpośrednio za nim 
" Kajtka " - " Dobij go ! ". Ten zwolnił i skierował lufę swojego schmeissera w głowę " Nurka ". Zwyczaj
dobijania rannych kolegów podczas akcji może każdego z nas szokować, lecz wtedy takie było surowe konspiracyjne prawo. Przecież ranny żołnierz, który dostał się do niemieckiej niewoli, poddany różnym torturom mógłby zostać zmuszony do przekazania poufnych informacji dotyczących struktur tajnej organizacji. W konsekwencji mogło to doprowadzić do kolejnych aresztowań.
Leżący " Nurek " spojrzał na " Kajtka " i błagalnym tonem rzekł - " Proszę, nie dobijaj ". " Kajtek " chyba zmiękł, bo zrezygnował z zamiaru pozbawienia życia swojego kolegi.Chwycił " Nurka " mocno za ramię i przerzucił sobie na plecy.W ten sposób niosąc go przedostał się na drugą stronę rzeki. Tam ukrył rannego dowódcę w parkowych zaroślach i dalej już sam kontynuował ucieczkę.Ranny " Nurek " zdołał jeszcze wyciągnąć swojego gamona i poczęstować nim nadbiegających Niemców.Na skutek eksplozji gęsty dym przesłonił wszystko dookoła.W tym czasie " Szarada " klęcząc ukryty za drzewem strzelał do wybiegających z ul. Solnej Niemców. On również został ranny i do tego w pierś, lecz na skutek emocji tego nawet nie poczuł, bo strzelał nadal. Gdy 
" Kajtek " przebiegł kilkadziesiąt metrów korytem płytkiej rzeki Silnicy wychylił się aby ocenić sytuację.Zauważył Niemców strzelających od strony ul.Focha i wylotu ul.Żytniej.Postanowił wrócić do koryta rzeki i kontynuować ucieczkę.Biegnąc płytką wodą spojrzał do tyłu za siebie i zauważył podążającego za nim chwiejnym krokiem " Szaradę " ze stenem zawieszonym na szyi.Domyślił się,że chłopak jest ranny. Nagle " Szarada " wyszedł z zagłębienia rzeki i ukrył się w pobliskich zaroślach by znów zacząć ostrzeliwać Niemców.W pewnym momencie jego sten zamilkł. Gdy Niemcy podbiegli do stanowiska " Szarady " ten młody bo niespełna siedemnastoletni warszawiak już nie żył.Śmierć nastąpiła w wyniku wykrwawienia organizmu. Dzielny to był chłopak, walczył do przysłowiowej ostatniej kropli krwi i to dosłownie. Tymczasem " Kajtek " minął mostek na ul.Ogrodowej i po przebiegnięciu kilkudziesięciu metrów wyszedł z zagłębienia Silnicy kierując się do ul. Chęcińskiej." Bąk " i " Milcz " biegnąc za " Karolem " dotarli do ul.Spacerowej gdzie znajdowała się szkoła Hitlerjugend z której wybiegło kilku młodych gestapowców. Wycofali się oni jednak, gdy zostali ostrzelani przez partyzantów i obrzuceni granatami przez " Karola ". Nagle usłyszeli za sobą odgłos silnika nadjeżdżającego samochodu z gestapowcami. Postanowili go zatrzymać strzelając w jego kierunku z karabinów maszynowych.Efektem było trzech zabitych Niemców i podziurawiony jak sito samochód. Kiedy przed sobą zauważyli zbliżający się zmotoryzowany oddział uderzeniowy niemieckiej żandarmerii tzw.Uberfallkommando, zmienili trasę ucieczki i przez ul. Zacisze ruszyli biegiem w kierunku Silnicy.Warto zaznaczyć, że leżący w parku ciężko ranny w nogi " Nurek " szczęśliwie nie został zauważony przez zajętych pościgiem Niemców.Leżał tam spokojnie oczekując na uspokojenie sytuacji i ewentualną pomoc.Tymczasem " Kajtek " dotarł już do ul. Chęcińskiej gdzie ukrył się na podwórzu jednego z niewielkich domków usytuowanych wzdłuż tej ulicy. Wszedł do jakiejś szopy, gdzie stała krowa, następnie po drabinie wdrapał się na niewielki stryszek. Gdy strzały zamilkły ze zmęczenia po prostu zasnął. Po południu obudził go odgłos otwieranych drzwi.Do środka weszła jakaś kobieta.Na szczęście była to tylko właścicielka posesji pani Julia Rzeźnicka, która mocno się wystraszyła na widok zeskakującego na dół brudnego, pokrwawionego i do tego w zmoczonych spodniach " Kajtka ". Po krótkiej rozmowie i wyjaśnieniu kobieta uspokoiła się. Po chwili wyszła każąc mu poczekać.Gdy wróciła trzymała w ręku suche ubranie, w które poleciła 
" Kajtkowi " się przebrać. Po chwili wszedł powiadomiony wcześniej przez nią chłopiec Włodzimierz Dzikowski, który poprowadził go bocznymi drogami w kierunku Białogonu. Po drodze napotkali jakiś wóz konny, którym " Kajtek " zdrowy i cały dotarł do bezpiecznej kryjówki.


Zygmunt Firley [ ps.Kajtek ] był bezpośrednim wykonawcą wyroku na Wittku. Naprawdę nazywał się Dudek.Nazwisko Firley przyjął po swojej matce, aby po wojnie uniknąć represji ze strony władz komunistycznych.Podczas okupacji mieszkał wraz z rodzicami i siostrą w Zalesiu koło Kielc.






  




 Dla pozostałej trójki zamachowców " Bąka ", " Milcza " i " Karola " los również był łaskawy.Szczęśliwie przetrwali niemiecką obławę. Mniej szczęścia miał jednak "Milcz",który wprawdzie uszedł z życiem, ale w wyniku odniesionych ran będzie musiał już do końca życia zmagać się z kalectwem. Jak do tego doszło ? Wróćmy zatem do czasu kiedy trójka naszych bohaterów będąc pod silnym niemieckim ostrzałem zmieniła kierunek ucieczki i zamiast na Kadzielnię ul.Spacerową jak to wcześniej było planowane przekroczyła Silnicę udając się do ul. Chęcińskiej.Jako pierwsi do tej ulicy dotarli " Bąk " i " Karol ", który przy okazji otrzymał postrzał w pośladek.Postanowili skręcić w prawo i tak biec przed siebie.Jednak po pewnym czasie zostali ostrzeżeni przez grupę chłopców, że biegną w kierunku Niemców.Zmienili kierunek i ul. Słoneczną, a następnie poprzez pola dotarli do Czarnowa.Tam zatrzymali przygodną furmankę i tym sposobem przedostali się do Białogonu.Tymczasem " Milcz " ostrzeliwując się stracił z oczu swoich kolegów i nieco później dotarł do ul. Chęcińskiej.Biegnąc tak wpadł do jakiegoś zagłębienia wypełnionego gnojówką i w tym momencie otrzymał postrzał w nogę.Godna podziwu była determinacja z jaką walczył o swoje życie.Pomimo postrzału szybko wydostał się z tej cuchnącej pułapki i biegnąc dalej wśród świszczących kul dotarł do jakiegoś długiego podwórka na końcu którego rosło zboże.Ukrył się w tym zbożu kładąc się na ziemi.Czekał już tylko na najgorsze co miało zaraz nastąpić.Podejrzewał, że za chwilę wytropią go niemieckie psy, których ujadanie słyszał coraz głośniej. Słyszał też głosy Niemców.Na szczęście nikt go nie zauważył. Gdy wszystko ucichło wyszedł ze zboża i wrócił na długie podwórko gdzie stała szopa.Tu zauważył go właściciel posesji, który wraz z córką postanowili mu pomóc.Ukryli go więc w tej szopie i tak doczekał do rana.Około godz.8.00 rano powiadomiona przez gospodarza przybyła " Bronka "   [ Bronisława Jóźwik ] i " Zdzich " [ Józef Zychowicz ], którzy dorożką przewieźli " Milcza " do drewnianego domku na przedmieściach Kielc.Tam czekali na nich lekarz i jakaś bliżej nieokreślona osoba z Komendy Obwodu AK. Doktor Alfred Adamus opatrzył rannemu nogę i zrobił zastrzyk z surowicy przeciwtężcowej. Postanowiono jednak szybko przewieźć go w inne bezpieczniejsze miejsce i zorganizowano transport. Dzięki pomocy kieleckiego " Społem " samochodem ciężarowym należącym do tej firmy kierowanym przez Mieczysława Wójcika [ Wagon ] przewieziono 
" Milcza " do drewnianego domku w Miedzianej Górze. Tam lekarz stwierdził, że do rany postrzałowej nogi wdarła się gangrena. Jedynym więc wyjściem była amputacja zakażonego odcinka kończyny.O tym jak twardym był człowiekiem świadczy fakt, że nie zrobiło to na nim większego wrażenia.Widząc spływające po policzkach kolegów łzy uśmiechnął się tylko i rzekł - " Nie martwcie się chłopaki, będziecie mnie chować na raty, najpierw noga później ręka a następnie reszta ciała i do piachu.Na sali nastąpiła cisza.Poirytowany 
" Milcz " w końcu nie wytrzymał i krzyknął - " Co się z wami dzieje ? Kocham swoją nogę i jestem do niej bardzo przywiązany, ale jak trzeba ciąć to tnijcie w końcu ".Po tych słowach lekarz od razu zabrał się do roboty.
Przejdźmy teraz do ostatniego i zarazem najbardziej tragicznego epizodu w tej dramatycznej akcji likwidacji jednego z najgroźniejszych agentów Gestapo.Aż trudno uwierzyć, że niezauważony przez Niemców ranny " Nurek "przeleżał kilkanaście godzin ukryty w parkowych zaroślach i to zaledwie 100 metrów od miejsca zamachu.Z niecierpliwością oczekiwał na jakąkolwiek pomoc, która wciąż nie nadchodziła. Miał nadzieję, że " Kajtek ", który osobiście go tu ukrył zorganizuje jakąś akcję ratunkową.Z pewnością długo jeszcze czekałby, gdyby nie przechodzący obok jakiś młody mężczyzna w kolejarskim mundurze." Nurek " postanowił zaryzykować i poprosić go o pomoc.Zresztą nie miał już innego wyjścia, gdyż z rany postrzałowej nogi wypłynęło sporo krwi i pomimo, że zrobił sobie prowizoryczny opatrunek, to z każdą chwilą stawał się on coraz słabszy. Męczyła go nie tylko wysoka gorączka, ale także odczuwał potworne pragnienie, które w żaden sposób nie mógł ugasić. Okazało się, że przypadkowo napotkany mężczyzna [ Marian 
Tarka ] był przychylnie nastawiony do żołnierzy polskiego podziemia.Postanowił więc rannemu partyzantowi pomóc. " Nurek " poprosił go o powiadomienie szefa KPN / AK " Batorego "
[ Jan Kita ] o tym gdzie jest i w jakim stanie zdrowotnym się znajduje. Istnieje kilka wersji o sposobie i miejscu dostarczenia owych informacji przez młodego kolejarza. Jednak ta, którą podam wydaje się najbardziej prawdopodobna, gdyż pochodzi od pisemnej relacji żony " Batorego " i zarazem łączniczki " Gryfa " Stanisławy Kity
[ ps. " Szarotka " ]. Pisze ona w swoich wspomnieniach, że 15 czerwca późnym wieczorem do drzwi jej mieszkania przy ul. Ogrodowej zapukał jakiś  nieznany mężczyzna.Powiedział, że zaprowadzi ją do parku i wskaże miejsce, gdzie przebywa ranny żołnierz AK. 
" Szarotka " nie zastanawiając się natychmiast udała się w towarzystwie nieznajomego mężczyzny do wskazanego przez niego miejsca. Gdy tam dotarła ujrzała leżącego w kałuży krwi rannego kolegę. Na jej widok " Nurek " ożywił się, a na jego twarzy pojawił się uśmiech a także radość z wykonanej akcji.
- " Wiesz, osobiście rozwaliłem draniowi łeb, teraz to już na pewno nie żyje ", z ogromną satysfakcją wypowiedział te słowa, a po chwili dodał  - " Jestem ranny i cholernie chce mi się pić , błagam pomóż mi ". 
" Szarotka "poleciła mu aby poczekał, a zaraz wróci. Pobiegła do swojego mieszkania i wzięła jakiś pojemnik z wodą.W drodze powrotnej wstąpiła jeszcze do swojego sąsiada lekarza Mirosława Korduby, który też współpracował z kielecką AK i więła od niego środki opatrunkowe.Zaopatrzona w podstawowe środki niezbędne do udzielenia pierwszej pomocy wróciła do " Nurka ".Podała mu pojemnik z wodą i założyła opatrunek.Po wykonaniu tych czynności poinformowała rannego, że musi pójść, aby zorganizować akcję przetransportowania go w jakieś bezpieczne miejsce. Wróciła ponownie do swojego domu, aby wraz ze swoja siostrą omówić plan działania.Gdy obie kobiety szykowały się już do wyjścia w mieszkaniu pojawił się " Krzemień " [ Zygmunt Gajda ], szef kieleckiego PAS [ Pogotowie Akcji Specjalnej ] Narodowych Sił Zbrojnych. Po wysłuchaniu wyjaśnień " Krzemień " zobowiązał się, że wraz ze swoimi ludźmi zorganizuje akcję wywiezienia " Nurka " z parku.Natychmiast wyszedł z mieszkania, a dwie odważne kobiety według wcześniejszych ustaleń wróciły do swojego rannego kolegi.Długo nie musiały przy nim czekać. Wkrótce do parku przyjechała dorożka wraz z dwoma żołnierzami " Krzemienia " i tym środkiem transportu przewieźli " Nurka " do małego drewnianego domku przy ul. Szydłowskiej 10 [ obecnie Targowa 12 ]. Tam czekali na nich kpt. " Artur ", " Krzemień ", i dwaj żołnierze z jego ochrony. Ponieważ przekonani byli,że miejsce to jest bezpieczne " Krzemień " i " Artur " wyszli zostawiając " Nurka " pod opieką czterech żołnierzy NSZ; " Aresta " [ Jan Matejek " ], " Białego " [ Władysław Malinowski ], " Sikorki " [ Józef Mojecki ] i " Skazańca " [ Kazimierz Dziewiór ].
Niestety pech chciał , że moment zabierania rannego z parku zauważył jakiś członek niemieckiej organizacji zbrojnej Hitlerjugend. Zapisał on numer rejestracyjny dorożki i powiadomił odpowiednie władze niemieckie.Gdy po skończonej akcji dorożkarz wracał do swojego domu, został zatrzymany przez żandarmów.Po jego aresztowaniu i torturach w obawie o swoje życie wyjawił swoim oprawcom dokąd zawiózł rannego partyzanta.Bardzo szybko przed drewniany domek na ul. Szydłowskiej 10 nadjechały cztery ciężarówki pełne uzbrojonych żandarmów i dwa samochody osobowe z gestapowcami.Natychmiast zablokowali wszystkie ulice.Partyzanci widząc z okien, że zostali okrążeni zdecydowali, że się nie poddadzą i będą walczyć do samego końca.Rozpoczęła się zacięta walka.Niemcy bezustannie ostrzeliwali domek, a partyzanci nie byli dłużni i również odpowiadali ogniem.Po chwili na skutek silnego ostrzału domek zaczął płonąć, a jego obrońcy zamilkli. Ranny w nogę " Skazaniec " widząc, że jego czterej koledzy już nie żyją, tylnym wyjściem ewakuował się z płonącego domku i zdołał ukryć się w pobliskich krzakach. Na szczęście Niemcy tego nie zauważyli. Po uspokojeniu sytuacji opuścił kryjówkę i udał się do obozu " Gryfa " gdzie jego na szczęście nie tak groźną jak " Milcza " raną zajął się doktor Latała. Ppor. " Nurek " wraz z trzema żołnierzami ze swojej ochrony zginęli walcząc do końca.CDN

2 komentarze:

  1. Odważni Bohaterowie, Patrioci - Cześć i Chwała Bohaterom.
    Tak wyglądała walka o wolność, którą nie wszyscy dzisiaj umieją szanować!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzialny jest też za śmierć nauczycielki z terenu obecnej gminy Mniów- kobieta zginęła w Oświęcimiu. Nie wiadomo kto mu doniósł- z pewnością jakiś mieszkaniec. Być może trafię kiedyś na jakiś dokument z nazwiskiem tego donosiciela.

    OdpowiedzUsuń